"Magic & Romantic" - czyli podróż po Ligurii.

trasa: Mediolan - La Spezia - Portovenere - Cinque Terre (Corniglia, Manarola, Riomaggiore) - Lerici - Tellaro - Parma - Modena - Maranello - Mediolan.




Okazuje się, że bardzo dobrze rozumiem włoski!
Szczególnie jeśli chodzi o jedzenie. A Jamie Oliver i inne gwiazdy kulinarnego świata, brzmią całkiem zabawnie z włoskim dubbingiem.
Tak, w naszym pięknym włoskim mieszkanku w La Spezii (wynajętym przez airbnb) mamy telewizor z setkami kanałów, w tym kilka kulinarnych.
Kiedy zapadamy w poobiednią drzemkę, Jamie gotuje zapiekankę, którą na pewno zrobię w domu. Zapiekankę z ziemniaków i marchewki, ze szpinakiem, groszkiem i jajkami w koszulkach. Brzuch pełny, ale jem oczami. Kolor żółtka rozpływającego się po liściach szpinaku cudowny!

Przepis na Giant Veg Rösti Jamiego znajdziecie tutaj.

Ale nie to było dzisiaj na obiad. Dzisiejszy dzień poświęcony był świeżym produktom z lokalnego targu. Takiego prawdziwego włoskiego, gdzie kupują miejscowi.
Oczywiście zrobiłam błąd, który robię zawsze - poszłam na targ "na głodnego". Zakupy nie trwały więc długo. Jeśli chodzi o śniadanie, to postawiliśmy na włoską klasykę. Mozzarella di bufala, prosciutto di parma, oliwa, focaccia, pomidory, oliwki, gran padano. Brakowało tylko wina. Ale przecież dopiero trzynasta.



Pierwszy obiad w La Spezii też był homemade. I też z lokalnych składników. Liguria słynie ze świetnego pesto. I to prawda. Właściwie nasz makaron już niczego więcej nie potrzebował. Troszkę pomidorków, gran padano na koniec i mmm...

W kolejce czekają sardele, które są tutaj lokalnym przysmakiem. Na targu prezentowały się wyśmienicie. A liguryjczycy jedzą je na wiele sposobów. Od prostych sardeli z solą, oliwą i rozmarynem, po wyśmienite sosy do makaronów.

Ale żeby nie było, że we Włoszech tylko gotujemy albo oglądamy gotowanie w telewizji postanowiliśmy wybrać się na pierwszą wyprawę. Żeby wreszcie to Włosi nam coś ugotowali:)


PORTOVENERE
Dojazd: lokalnym autobusem z La Spezii

Jak to ujął właściciel naszego włoskiego mieszkanka: it's magic & romantic!. Nie jedźcie to Cinque Terre, jedźcie do Portovenere! Rzeczywiście: Zatoka Poetów, na której końcu znajduje się to miasteczko jest magiczna. W dobie romantyzmu przebywali tu między innymi George Byron i D.H. Lawrence, inspirując się tą okolicą. Wszystko to brzmi jak z przewodnika, ale Zatoka faktycznie dech zapiera. Cypel wbijający się w morze, fale rozbijające się o skały, a na nich mały kościół San Pietro zbudowany z białego i czarnego kamienia. I ta wielka otwarta przestrzeń. Już po sezonie, niewielu turystów, można spokojnie usiąść w słońcu i chłonąć...









Miasteczko ma też uroczą zabudowę z charakterystycznymi dla nadbrzeżnych miejscowości wąskimi uliczkami. Między knajpami z "tourist menu", które omijamy szerokim łukiem, można tam znaleźć też przyjemne miejsce na kawkę czy degustowanie miejscowych win.







Na Piazza Eugenio Montale znajdujemy wciśniętą między dwa budynki małą La Piazzette.
Z zewnątrz nie przebrana za "typową włoską knajpkę" zwiastuje same pyszności. Spragnieni, po wycieczce w pełnym słońcu na szczyt miasteczka, siadamy przy jednym z pustych, plastikowych stolików. A na szczyt Portovenere na pewno warto wejść. Widoki są jeszcze bardziej zdumiewające i romantyczne niż schodek, dwa schodki niżej... cu-dow-nie!

A co najlepiej gasi pragnienie podróżnika? Włoskie wino :)
Z bardzo obszernej karty win spróbowaliśmy:
- Cinque Terre Dop'13 Az.Agr.Buranco - Monteroso
- SP68 Bianco Terre Siciliane'13 Occhipinti

Zwycięzcą małej degustacji zostało pierwsze wino. Bardziej wytrawne, beczkowe. Wyjątkowe dla tego regionu. Bo wina z Ligurii są bardzo aromatyczne, kwiatowe, o mocnych owocowych nutach.


...i te ciągłe zapiski, zbieranie paragonów, ulotek, żeby niczego nie zapomnieć :)





W Portovenere spróbowałam też słynnych sardeli. Słone jak diabli, ale pyszne!





Wracamy. A jutro? Cinque Terre.





CINQUE TERRE 
(Monterosso, Vernazza, Riomaggiore, Corniglia i Manarola)

Dojazd: pociągiem z La Spezii. Polecam skasować bilet, bo za nieskasowany zapłaciliśmy mandat. 
Trasa jest bardzo przyjemna, bo wiedzie nad samym morzem i tunelami wykutymi w skałach, a dworce kolejowe umieszczone są przy brzegu turkusowego bezkresu. Stacja w Corniglii jest niczym z filmu grozy: skały, woda i mała wiata. Jakby zaraz miało się tu coś wydarzyć. Czar szybko pryska jak wchodzi tłum turystów:)





Na pierwszy dzień wybraliśmy Corniglie, Manarole i Riomaggiore. W tej ostatniej miejscowości zaplanowaliśmy obiadokolację. Wiedząc, że jest tam dużo turystów, a więc i turytycznych restauracji znalazłam w sieci taką, która podaje autentyczne regionalne potrawy i wina. 

Dzień minął pod znakiem tłoku, turystów i szukania chwili oddechu. Ale piękno miasteczek to wynagradza. Warto pchać się z tłumem Chińczyków i Amerykanów do pociągu, potem bardzo wolno wychodzić z peronu wąskimi schodami. Warto. Ale jak dla mnie jeden dzień wystarczy. A może trzeba zrobić przerwę i tu wrócić? Koniecznie po sezonie. My odwiedziliśmy Cinque Terre w październiku, więc nie wyobrażam sobie ilości zwiedzających w lecie. 













Domki wrośnięte w skały, fale rozbijające się o brzeg, roślinność. Cudne. Tylko trudne do kontemplowania w spokoju przez mnogość turystów. Szczególnie jak się już było w Portovenere, gdzie miejsc do spokojnego samotnego oglądania jest wiele. Nawet wypada siedzieć w zamyśleniu na skale i przeżywać... :)

Kiedy już w końcu znaleźliśmy cichą ławeczkę w Manaroli, z przecudnym widokiem na morze... i trochę się zapomnieliśmy... Podchodzi chiński turysta: "Cześć, zrobiłem wam super zdjęcie! Dajcie mi swojego maila".

Po wizycie w Corniglii i Manaroli, głodni i spragnieni, trafiamy w końcu do Riomaggiore. Tam zaplanowaliśmy kolację w Dau Cila przy Via S.Giacomo. Myśleliśmy, że będziemy długo szukać ulicy, bo knajpka jest gdzieś na uboczu. Okazało się, że jest w samym porcie, w najlepszym punkcie widokowym, a stoliki na tarasie są już dawno zarezerwowane. Na szczęści zostało kilka wolnych w środku. Restauracja znajduje się w starym wnętrzu, jest bardzo oszczędna w wystroju i to nam bardzo odpowiadało po całym dniu. Otoczeni przez surowe, nieotynkowane kamienie, czekamy na otwarcie kuchni.













I zjadłam najpyszniejsze mule w życiu! Seabassa z pastą z oliwek. Semifreddo ze słonym karmelem. Do tego wino. I wszyscy turyści wokół przestali istnieć. Wszystko świeże, aromatyczne i na wysokim poziomie. W karcie do wyboru wina regionalne, ale też z prywatnej winnicy restauracji.


Jutro leniwy dzień w naszej La Spezii i zwiedzanie tamtejszych muzeów.
A potem wyprawa na przeciwległy od Portovenere brzeg Zatoki Poetów. 


ZATOKA POETÓW: LERICI - TELLARO
Dojazd: lokalnym autobusem z La Spezii, najpierw do Lerici, tam przesiadka do Tellaro.

Chociaż pochmurne niebo nie zapowiadało nic dobrego, wypiliśmy szybkie cappuccino w naszej ulubionej kawiarni i ruszyliśmy!
Cel: Tellaro, miasteczko nad brzegiem morza, które ma zaledwie 600 mieszkańców.









Już widoki zza okna busika były wspaniałe. Zatoka, Lerici nad którym góruje ogromny kasztel, kręte drogi i podjazd coraz wyżej i wyżej. W busiku sami Włosi, wszyscy się znają. 
A na miejscu? Uroczo. Cicho, wietrznie... słychać tylko fale. Odpoczynek, relaks, zamyślenie. Po spacerze siedzimy w małej knajpce "Bar La Marina", popijając wino, gdzie zajęte są tylko dwa stoliki.






Nareszcie wychodzi słońce. Jest jeszcze piękniej. Chociaż do tych skał, pustego kościółka, wzburzonego morza, pochmurna pogoda pasuje idealnie. Jest jakoś melancholijnie, magicznie. 

D.H. Lawrence napisał o Tellaro: 
Jestem zachwycony miejscowością, którą nareszcie odkryliśmy...Jest tam otoczona wdzięcznie opadającymi w dolinę gajami oliwnymi maleńka, po części zamknięta wśród skał, zatoka.

W drodze powrotnej warto na trochę zatrzymać się w Lerici. Wejść na wzniesienie na którym znajduje się kasztel i stamtąd podziwiać panoramę zatoki. 










Od tego magicznego nastroju prześliśmy płynnie do... luksusów :)
Kolejny cel: Modena i Maranello.
A tam dwa muzea Ferrari: Museo Enzo Ferrari Modena i Museo Ferrari Maranello z modelami F1.

Ale to już historia na następny post, o tych lśniących ślicznotkach w czerwonym kolorze. 
Kup mi kup mi!!!

1 komentarz:

  1. Parma to jedno z bardziej urokliwych miast Włoch. Miałam przyjemność być tam przy okazji wycieczki do Bolonii. Bardzo lubię włoski klimat, jedzenie, muzykę i ogólnie Włochów. Są niesamowicie temperamentnym narodem ale to ich tak ogromny urok :) ITALY I LOVE YOU :)

    OdpowiedzUsuń