GRUZIŃSKA UCZTA ...KOLENDRA, CHINKALI I WINO!

Zaczynamy!

Na początek kraj, w którym, jak nigdzie indziej ucztuje się i przeżywa każdy posiłek! Gdzie przy stole prócz tysiąca domowych smakołyków, win pitych z rogów, zawsze jest gitara, tradycyjne przyśpiewki i oczywiście toasty! Toasty i zabawne i tak patetyczne, że łza się w oku kręci!

Po kilkugodzinnym biesiadowaniu, kiedy wino szumi już w głowie, kiedy każdy postanawia więcej sie tak nie objadać, nagle gospodyni idzie do ogródka, zrywa mięte i zalewa ją wrzątkiem. Podaje z miną lekarza, który właśnie ratuje komuś życie... pijemy... i...znów można od nowa jeść i pić!



 

...domowe pikle, chleb, ktory można jeść bez żadnych dodatków (wiele bochenków zjedliśmy w gruzińskich busikach przemieszczając się między wioskami), mięsa pieczone na ognisku (za podpałkę służą zdrewniałe części winorośli), omlety, warzywa prosto z ogródka...
... i wczechobecna kolendra! Jej zapach i smak najbardziej przywoluje wspomnienia z Gruzji!
Dodawana do mięc, warzyw, zup... wyczuwalna wlasciwie w kazdym daniu!

CHINKALI - gruziński specjał!
- całkiem nowe doznanie smakowe - oczywićcie przyprawione kolendrą!
 

Chinkali to pierożki/sakiewki z mięsem, które oprócz specyficznego smaku, wymagaja też specyficznego sposobu jedzenia.

Oczywiście rękami.

Zaczynamy od nadgryzienia i wyssania z pierożka "rosołku", potem dopiero możemy zjeść całość. Absolutnie nie jemy ich nożem i widelcem, bo wtedy ten pyszny kolendrowy płyn ze środka wyleje się na talerz - zamiast do naszego żółądka:). Nie możemy też zbyt długo zwlekać ze zjedzeniem CHINKALI, bo rosołek wsiąknie w ciasto. Jest jeszcze jedna ważna zasada, nie jemy końcówki pierożka, za którą trzymamy - tam ciasto zlepia pieróg i nie jest dogotowane.
Tyle zachodu, ale warto! :)

A gdzie zjeść najlepsze CHINKALI w Polsce?

W restauracji nazwanej od jednego z najczesciej używanych w Gruzji słów:
"GAUMARDŻOS" - "na zdrowie" wymawiane przy toastach.
http://www.gaumarjos.pl/ w Warszawie przy al.KEN 47
- cudne chinkali i chaczapuri a do tego wina i woda borjomi...OBŻARSTWO GWARANTOWANE!
po wizycie tam musiałam iść na bardzo długi spacer! :)

ps.
gruzińskie wina zasłużyły jednak na osobny post...już niebawem


3... 2... 1! START!

1. podróżuję 2. smakuję 3. gotuję...
a od teraz też bloguję dzieląc się z Wami wspomnieniami smakowymi!