targ, bazar, market, rynek, jarmark...

 

Uwielbiam w każdym wydaniu. A najbardziej te, na których można porozmawiać ze sprzedającymi, spróbować zanim się kupi produkt, przyjść głodnym, a wyjść najedzonym i z torbami pełnymi warzyw, serów, owoców, wędlin, przypraw... przysmaków.

Jeśli chodzi o podróże to największe z bazarów miejskich spotkałam w Azji. Na tamtejszych bazarach można się zgubić na cały dzień (tak sie stało na bazarze w chińskiej dzielnicy Bangkoku). Wieczorem bazar przekształca się w jedną wielką stołówkę. A co najbardziej zadziwiające każde stoisko właściciel pakuje potem do tuktuka albo na rower i zabiera ze sobą... łącznie z telewizorem, który podpięty do kabla miejskiej latarni odbiera kanał z azjatyckimi serialami. 

Ale ten ulubiony bazar mam w Europie:
MERCAT DE LA BOQUERIA w Barcelonie przy La Rambla!






Wspaniałe tapas, ryby, owoce morza, sery, wędliny, mięsa, słodycze, pieczywo, warzywa z całego świata. Można kupić albo skonsumować na miejscu. Tam jadłam jedno z lepszych śniadań w podróży.
W towarzystwie bardzo miłych katalończyków.
A wyglądało tak:




Mimo, że oprócz miejsca handlowego, to też atrakcja turystyczna czuje się tam klimat miasta. Większość kupujących to nadal miejscowi katalończycy. Cudownie byłoby mieszkać blisko i tam podejmować decyzję co na obiad, co na kolację....

A to inne bazary, które odwiedziłam, posmakowałam i zapamiętałam:

Madryt, Mercado San Miguel
Umieszczony w XIX wiecznej hali o żeliwnej konstrukcji. Bardzo duży wybór pysznych tapasów - o każdej porze dnia!





Rzym, Campo de Fiori
Dość tłocznie i turystycznie, ale warzywa piękne, pachnące i przyciągające kolorami. Był akurat sezon na kwiaty cukinii, których ciepłą barwę uwielbiam! Stoiska z oliwą w butelkach w każdym kształcie (od symboli Rzymu do innych niezrozumiałych kształtów) raczej omijałam. Dla mnie dużo ciekawsze są uliczki odchodzące od placu Campo de Fiori. Pełne miłych knajpek. Znalazłam tam niewielką winiarnię z dużym wyborem pysznych włoskich win.




Bangkok - nie sposób wspomnieć o wszystkich tajskich bazarach, ale smaku przysmaków tam znalezionych nie da sie zapomnieć.
Oprócz ukochanych owoców (mangostan wygrywa!) i soku z kokosa - cudne ciasteczka, których nie jadłam nigdzie indziej. Wypełnione białkiem ubitym z cukrem z dodatkiem imbiru, kokosu itp. To deser, którego nie można kupić w restauracjach i sklepach, dostępny jest tylko na bazarach. Koniecznie szukajcie go tam - pyszny!






Chorwacja, Hvar
Mały targ, ale lokalne sklepiki (stoiska) są bardzo dobrze wyposażone. W jednym z nich zaopatrzyłam się we wszystkie chorwackie przysmaki: sery, szynki, miód z lawendy, wina... Na koniec Pan sprzedawca poczęstował nas domowej roboty cytrynówką i rakiją. I zaczęła się rozmowa o Polakach i Chorwatach...




I na koniec pyszna herbatka na najbardziej zatłoczonym bazarze na jakim byłam - w Kairze. Tłumy, tłumy i jeszcze raz tłumy. Na szczęście można się było schronić w małej knajpce i wypić pyszną arabską herbatkę.

I jak tu nie kochać bazarów?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz